Форум - Форум - Slipknot - Dobre marketingowanie strony webowej
> 1 < |
Автор | Сообщение |
ixojyz
1 сообщений |
#41596 03.07.2016 12:46 GMT |
Bliski
– Przejdzie. Wszystko idzie. Jako&訓 opanujesz te wydmy - t&觺umaczy&觺am sobie, gdy dziecku. Maksymalnie skupiona, robi&觺am wszystko by Zosia nic nie zauwa&訴y&觺a, nie zamierza&觺am jej denerwowa&覿. Za wszelk&覽 cen&觑 chcia&觺abym dotrzyma&覿 danej jej obietnicy, doprowadzi&覿 jej rado&訓&覿, nie chcia&觺am nic popsu&覿. Naprawd&觑 g&觺&觑boko podlega&觺o jej by tu przyjecha&覿, poby&覿 tylko z mam&覽, nad wymarzonym morzem. Morze ci&覽gle j&覽 poci&覽ga&觺o. My&訓l, aby j&覽 wynie&訓&覿 ze sob&覽 wyda&觺a mi si&觑 kusz&覽ca. Zosia chodzi&觺a z zabawy. – Chyba postrada&觺a&訓 zmys&觺y – powiedzia&觺 Andrzej, spogl&覽daj&覽c na mnie uwa&訴nie przez niedomkni&觑t&覽 szyb&觑 samochodu. – Powinna&訓 pozosta&覿 troch&觑 sama, odpocz&覽&覿 od kreacji za&訓 od nas. Je&訲dzisz na indywidualne ryzyko. - Bliskiego dnia. Pa! To dopiero par&觑 godzin r&覫wnie&訴 b&觑dziemy na tle. – odpar&觺am bezg&觺o&訓nie i zacz&觑&觺a nie spotykaj&覽c si&觑 za siebie. Jad&覽c d&觺ugo czu&觺am na plecach jego zatroskany wzrok, zna&觺a kiedy mocno si&觑 niepokoi. Mo&訴e mia&觺 racj&觑. – Mamusiu, umiem ci&訴 w czym&訓 pom&覫c? – G&觺os Zosi wyrwa&觺 mnie z zadumy. Rze&訓kie, nadmorskie powietrze organizowa&觺o swoje, ucieka&觺a do skutecznych. Od dziecka kocha&觺am ten s&觺onawy dodatek i owy typowy, upojny ruch w uszach. – Og&覫&觺 w porz&覽dku, kochanie – wymamrota&觺am, ale Zosia na mnie ju&訴 nie patrzy&觺a. Op&觑dza&觺a si&觑 od wa&訴ek, kt&覫re lata&觺y wok&覫&觺 jej g&觺owy jak jednostka miniaturowych, b&觺yszcz&覽cych w s&觺o&觼cu helikopter&覫w. Mi&觑dzy moimi nogami &訓miga&觺y legiony czarnych mr&覫wek. Pojawia&觺y si&觑 i przechodzi&觺y w&訓r&覫d efektownych skupisk trawy oraz ograniczonych pachn&覽cych kwiat&覫w, kt&覫re ros&觺y jakby na wszelkim kawa&觺ku ziemi. - Umie ten&訴e znany wyjazd to&訴 nie istnia&觺 taki diabe&觺 wp&觺yw? Przemkn&觑&觺o mi przez osob&觑. Ob&觺oki leniwie planowa&觺y si&觑 po niebie niczym k&觺&觑by r&覫&訴owej, s&觺odkiej waty cukrowej, by&觺y kiedy krzepi&覽ca obietnica wyj&覽tkowego dnia. Balon spuszczony nieopacznie przez Zosi&觑 z d&觺ugiego sznurka pospiesznie wspina&觺 si&觑 do g&覫ry jakby po wielkiej drabinie. Nie tkwi&觺o to powoli. Uniesiony nag&觺ym podmuchem wiatru zakre&訓li&觺 jedno, niezdarne ko&觺o i &觺atwo znikn&覽&觺 w g&觺&觑bi b&觺&觑kitnego nieba. - Lub m&覫j balonik do mnie wr&覫ci? S&觺owa Zosi sz&觺y jak wyrzut. Moja ma&觺a, cudowna m&覽drala w szumi&覽cej na r&覫wnym wietrze, przyd&觺ugiej sukience w muchomorki by&觺a otwarcie niepocieszona. W moich oczach gwa&觺townie poszukiwa&觺a reakcji na bol&覽ce j&覽 pytanie, i ja milcza&觺am wpatruj&覽c si&觑 w ni&覽 jak w lustro. - C&覫reczko jeste&訓 zdrowsz&覽 wersj&覽 mnie. Uros&觺a&訓 szybciej, ni&訴 mi si&觑 sprzedawa&觺o na porod&覫wce. Nie zrozumia&觺a, kiedy wydoro&訓la&觺a&訓. W listopadzie sko&觼czysz pi&觑&覿 lat. Skoro to min&觑&觺o? Ilu jeszcze j&觑zyk&覫w musisz si&觑 nauczy&覿 by zrozumie&覿 rytm przyp&觺yw&覫w i wydatk&覫w, by pozna&覿 pocz&覽tek z kraju. Jeszcze d&觺ugo b&觑dzie b&觺&覽dzi&覿 w labiryncie dzieci&觑cych rozwa&訴a&觼 pomi&觑dzy rzecz&覽, ide&覽, s&觺owem, fenomenem i negacj&覽. Lub potrafi&觺a je&訲dzi&覿 bez ciebie po niebie zwolnionym od wszystkich, z ich po&訓piechu, od standardowego zgie&觺ku? Zosia „Warto patrzy&覿 w niebo, gdy&訴 jest mo&訴liwo&訓&覿, i&訴 pozostanie nam w oczach troch&觑 b&觺&觑kitu” przypomnia&觺am sobie s&觺owa ulubionego autora i rozmarzy&觺am si&觑. - Zosiu, w twoich niebieskich oczach na &訴e istnieje jego nadmiar. &訳yjemy tu obie, dobre na kraju szmaragdowego morza. Potrafimy bez ko&觼ca wpatrywa&覿 si&觑 w usuwane wiatrem chmury. Dzika pla&訴a ustawia si&觑 u znajomych n&覫g mi&觑kkim dywanem z ograniczonych kamyk&覫w, porozrzucanych jak bi&訴uteria w dobrze ciep&觺ym, bialutkim piasku. Sprawdzamy stopami rzeczywisto&訓&覿. &訳artujemy, nic nie musimy utrzymywa&覿. Przeskakiwanie na indywidualnej nodze przez nastroszone kupki &訴wiru wyrazi&觺o si&觑 nie lada frajd&覽. Du&訴o za nami sta&觺 zamglony kontur miasta. Ono zapewne zaraz nie &訓pi, jak zwykle t&觑tni codzienno&訓ci&覽, a ja mam ciebie lubienie, polskie &訓mierci dodatkowo obecn&覽 urocz&覽 cisz&觑 przerywan&覽 rytmicznie szumem fal id&覽cych o szeroki brzeg. Czynno&訓&覿 oraz po&觺&覽czone spo&訓r&覫d ni&覽 stresy prze&訴y&觺y w oryginalnym &訓wiecie. Jestem najspokojniejsz&覽 istot&覽 pod s&觺o&觼cem - duma&觺am cudownie rozpr&觑&訴ona. Wtedy us&觺ysza&觺am: - Mamusiu, prosz&觑 popatrz! B&觺og&覽 cisz&觑 rozdar&觺 nieoczekiwany, rozpaczliwy krzyk Zosi. Drgn&觑&觺am. Jej posta&覿 wykrzywia&觺 grymas strachu, by&觺a blada, kuli&觺a si&觑. Tak plus istnia&觺oby po wszystkim. Czar prysn&覽&觺. Rzuci&觺a si&觑 na podobne nogi, m&覫j m&覫zg zacz&覽&觺 siedzie&覿 na najostrzejszych obrotach. Przebieg&觺am wzrokiem ka&訴dy fragment niezwyk&觺ego, wyznaczonego przez c&覫rk&觑 obrazu, nie mog&覽c zgromadzi&覿 si&觑 na &訴adnym punkcie. - Co zatem zapewne stanowi&覿? Dlaczego ten pies naprawd&觑 si&觑 miota? Gdy zrozumia&觺am, a&訴 dech mi zapar&觺o. Niestety by&觺o sezonu na rozgl&覽danie si&觑. Po chwili bieg&觺am, gnana zwyk&觺ym ludzkim odruchem, tkni&觑ta niedobrym przeczuciem. Zosia ruszy&觺a za mn&覽, by&觺a roztrz&觑siona, p&觺aka&觺a. Nasze nogi niezno&訓nie grz&觑z&觺y w gruntu. Z sportu i podra&訴nienia nie mog&觺y&訓my znale&訲&覿 oddechu. Wymaga&觺y na kryzys przystan&覽&覿. Poczu&觺am, &訴e zasycha mi w ustach, wilgotniej&覽 d&觺onie. Zosia przywar&觺a do moich n&覫g. - Zostaw b&覫g tego psa! Mia&觺am sk&觺onno&訓&覿 krzykn&覽&覿, jednak ju&訴 ugryz&觺am si&觑 w styl. Zrozumia&觺am, i&訴 nie wolno mi zdradzi&覿 &訴adnych emocji. Powinnam odzywa&覿 si&觑 spokojnym g&觺osem, zapanowa&覿 nad dr&訴eniem r&覽k. Mog&觺am powa&訴nie okaza&覿 zaciekawienie, to&訴 stanowi&觺o nawet wskazane, jednak nic poza - &訴adnego niepokoju, przej&觑cia. By&觺 pocz&覽tkuj&覽cy, dobrze przygotowany, mia&觺 na sobie br&覽zowy garnitur. To mnie zdziwi&觺o. Uzna&觺am go, jako dupka z ambicjami. By&觺y facet, o jasnorudych w&觺osach obrzuci&觺 nas niech&觑tnym spojrzeniem. Nie mog&觺am zapisa&覿 koloru jego oczu, ale wszystek okres czu&觺am stop&觑 jego wzroku. Kl&覽&觺 z&觺owieszczo, by&觺 w&訓ciek&觺y. Widz&覽c, &訴e si&觑 zbli&訴am, i&訴 nie rezygnuj&觑, wypu&訓ci&觺 z d&觺oni szary, zgrzebny worek i warcz&覽c co&訓 pod nosem szybko powstrzyma&觺bym si&觑 w kursie pobliskich krzak&覫w. - G&觺upia suka. Ponad tego po&訴a&觺ujesz! Tylko tyle zauwa&訴y&觺a na po&訴egnanie. Czerpi&觑 go spo&訓r&覫d g&覫ry zauwa&訴y&觺a w duchu, ale nie stanowi&觺a trwa&觺a, lub jest mi l&訴ej, czy nadal ci&觑&訴ej. Rozejrza&觺am si&觑 wok&覫&觺. Do du&訴ego pnia samotnego drzewa by&觺 przewi&覽zany czarny pies. Ledwo sta&觺, trz&觑s&觺y mu si&觑 wszystkie &觺apy. Biedne stworzenie skamla&觺o r&覫wnie&訴 w&觺a&訓ciwie silnie szarpa&觺o si&觑. Cierpia&觺o okrutnie, z pyska ciek&觺a mu &訓lina. Oszala&觺y m&觑czennik! - Ten strach sp&觑ta&觺 mu szyj&觑 i nogi powrozem, i oczy zawi&覽za&觺 brudn&覽 szmat&覽! Zesztywnia&觺am, z oczu pop&觺yn&觑&觺y mi &觺zy, jakby kto&訓 wbi&觺 mi n&覫&訴 w serce. Mechanizmy obronne pu&訓ci&觺y. Nawet wiatr j&觑kn&覽&觺 w bran&訴ach drzewa. - Tyle niska! Niewiarygodne! Jak to&訴 wyja&訓ni&觑 Zosi? Z poczucia nie mog&觺am podeprze&覿 si&觑 na nogach, wibrowa&觺o mi w jednostce. Jedn&覽 r&觑k&覽 nerwowo poprawia&觺am okulary, drug&覽 usi&觺owa&觺am przyci&覽gn&覽&覿 do siebie &觺kaj&覽ce dziecko. – Mocno si&觑 czuj&觑. Bo, nie przypuszcza&觺am, i&訴 b&觑d&觑 wi&觑c naprawd&觑 mie&覿? Nie znam, co robi&覿. M&覫wi&觺a to&訴 w porozumienie staraj&覽c si&觑 zebra&覿 t&觺uk&覽ce mi po g&觺owie my&訓li. Nigdy, dot&覽d nie przypuszcza&觺am si&觑 tak s&觺aba. Sta&觺y na pustej pla&訴y same - Zosia, ja, przera&訴ona, ranna, czarna suka oraz dwa martwe szczeniaki. Te dwa skurczone male&觼stwa owo historyczna ilo&訓&覿 porzuconego, szarego worka. - Kiedy zatem istnieje, kiedy serce si&觑 zatrzymuje? Przetar&觺am obiema r&觑kami mokre policzki a z trudem wr&覫ci&觺am do prawdzie. - Po prostu ca&觺o&訓&覿 na raz. Daruj&觑 sobie rad&觑! Wag&觑! W par&觑 sekund p&覫&訲niej uwolni&觺am psa. Zosia z bij&覽cym sercem postrzega&觺a jak przeszukuj&觑 r&觑k&覽 kieszenie spodni. - Tak, tak wtedy takie trudne do poznania - szepn&觑&觺am wyjmuj&覽c kom&覫rk&觑. – Policja? |
|
> 1 < |